Podczas każdej wizyty polskich rządzących w Wielkiej Brytanii pada zachęta do powrotu do kraju dla przebywających tam polskich emigrantów. Warto się zastanowić, czy za tą obietnicą kryją się jakiekolwiek szanse na to, że Polska rzeczywiście za kilkanaście lat stanie się państwem na tyle bogatym, że emigracja zarobkowa straci sens?
Wskaźniki ekonomiczne nie są zbyt optymistyczne. PKB Polski rośnie obecnie w tempie 3%, podczas gdy PKB Niemiec to około 1%. Gdybyśmy utrzymali to tempo, to dogonilibyśmy Niemcy po 100 latach, co nie jest wizją w żaden sposób atrakcyjną, tym bardziej, że szanse na utrzymanie takiego tempa przez 100 lat nie jest możliwe.
Kolejny problem to przyrost naturalny. Wskaźnik dzietności wynosi w Polsce 1,3. Mniejszy jest tylko w kilku państwach na świecie, m.in. w Chinach, gdzie stosowano kontrolę narodzin. Obecnie mamy w Polsce 25 milionów ludzi pracujących i 9 milionów ludzi w wieku emerytalnym lub przedemerytalnym. Te proporcje zmienią się jednak i w 2050 r. już blisko połowa Polaków będzie po 60 roku życia. To z pewnością nie jest potencjał na szybki wzrost, skoro wówczas jeden człowiek będzie musiał utrzymać siebie, swoją rodzinę, jednego emeryta i zabezpieczyć swoją przyszłość finansową.
Problemów jest niestety więcej, mamy o 1/3 mniej lekarzy niż średnia unijna i 3 razy mniej pielęgniarek, a jak wiemy, ludzi będzie chorować coraz więcej. Jeśli nic się nie zmieni w funkcjonowaniu państwa, to trudno liczyć na to, że skończy się etap emigracji zarobkowej. Czy można to zmienić? Zakładając szereg niezbędnych reform gospodarczych i wzrost PKB do 4%, to już w 2040 r. Polska byłaby na poziomie 80% stopy życiowej w Niemczech. Mieć nadzieję nie zaszkodzi.