Wybory prezydenckie w Polsce to dobry moment, aby poruszyć jedną z kluczowych kwestii w zarządzaniu spółką. Od dawien dawna politycy używają w swoich kampaniach hasła prezydent wszystkich Polaków czy ponad podziałami. Chociaż większość z nas zdaje sobie sprawę z tego, że w rzeczywistości będzie inaczej, chcielibyśmy aby prezydent rzeczywiście działał na rzecz całego narodu, a nie partii politycznej. Podobnie jest w przypadku spółki.
Członek zarządu spółki – podobnie jak prezydent – powinien zawsze działać w interesie spółki. Tutaj zamiast wyborców mamy akcjonariuszy, udziałowców i wierzycieli. Wszyscy oni liczą na to, że zarządzający spółką nie będą działał na swój rachunek, ale na rachunek spółki. Mając więc do wyboru długoterminowy zysk przedsiębiorstwa i krótkoterminowy zysk dla siebie postawi na ten pierwszy.
Podstawowa różnica między polityką a prowadzeniem spółki jest taka, że nikt nie pociągnie do odpowiedzialności polityka, który działał na swój rachunek. Jedyną negatywną konsekwencją będzie to, że utraci wiarygodność i wyborcy drugi raz na niego nie zagłosują. W przypadku spółki nie ma takiego luksusu. Każdy członek zarządu może zostać pociągnięty do odpowiedzialności i za swoje błędy może zapłacić swoim majątkiem. Czy to będzie artykuł 299 kodeksu spółek handlowych czy też Disqualification Act w prawie angielskim – nieistotne, każde państwo posiada tego typu zapis. Warto zawsze o tym pamiętać podczas prowadzenia spółki.