Nieraz wspominałem słynne słowa Miltona Friedmana, który odwiedził Polskę na początku lat 90 – tych. Podczas spotkania z parlamentarzystami dał prostą i wciąż aktualną radę. Niech Polska nie naśladuje krajów bogatych, bo nie jest krajem bogatym. Niech robi to, co robiły kraje bogate, gdy jeszcze nie były bogate.
Tą radę Friedman mógłby dać 90 lat temu i byłaby równie aktualna. Gdy po 127 latach niewoli powstała II RP, głównym problemem była słabo rozwinięta gospodarka na terenach byłego zaboru austriackiego i rosyjskiego. Postanowiono więc skopiować rozwiązania funkcjonujące na Zachodzie. Tak powstał Centralny Okręg Przemysłowy, który jednak nie spełnił pokładanych w nim nadziei. To nie jest dziwne, ponieważ kopiowano rozwiązania z bogatych państw. Do tego dochodziły ambicje polityków, o których pisałem w poprzednim wpisie. Ważniejsze aby ludzie pamiętali, że za polityka danej kadencji opracowano unikatowy bombowiec niż to, czy w ogóle w danym momencie był wojsku potrzebny.
Poprzez akces do Unii Europejskiej Polska zdecydowała się na krok, na który tak naprawdę wcale nie było jej stać. Obecność w UE to nie tylko te wzorcowe inwestycje, które „za darmo” daje nam dobra Unia. To konieczność płacenia składek – około 18 miliardów zł – oraz obsługa długu, który w 2018 r. wyniósł 34 miliardy zł. Tym samym 28 miliardów subwencji UE nie wydaje się być już takim wspaniałym interesem.
Każdy kraj ma inny przepis na sukces gospodarczy. Nie da się zastosować metody, która sprawdziła się w innym kraju na zasadzie kopiuj – wklej. Jeśli jednak mielibyśmy już znaleźć jakieś uniwersalne wskazówki, to patrząc na to, w jaki sposób budowały swoje bogactwo kraje takie jak Japonia czy USA, to z pewnością byłyby to prosty i czytelny system podatkowy, niskie koszta pracy i pozwolenie, aby ludzie sami budowali swój majątek a nie rozdawanie im pieniędzy. Tylko i aż tyle.