31 lat temu naukowiec NASA James Hansen podczas wystąpienia w Izbie Reprezentantów po raz pierwszy postawił tezę o związku przyczynowo – skutkowym między wzrostem ilości emitowanych przez człowieka gazów cieplarnianych a zmianami klimatycznymi. Konkluzja tego wystąpienia była następująca: jeśli nic nie zrobimy to za 30 lat na naszej planecie dojdzie do nieodwracalnych zmian. Według jednego z modeli Hansena temperatura w latach 1988 – 97 miała wzrosnąć o 0,45 stopni Celsjusza. W rzeczywistości wzrosła o 0,11 stopnia. Mimo tego nauka wciąż twierdzi, że przewidywania Hansena były słuszne, przyznając że jeden z trzech zaprezentowanych modeli sprawdził się bardzo dobrze.
Problem polega na tym, że nauka o klimacie już dawno przestała być nauką – obecnie można stwierdzić, że stała się dogmatem. Czy nikomu nie wydaje się dziwne, że ponad 90% naukowców uważa, że globalne ocieplenie i realny wpływ człowieka na stan środowiska są faktami? Praktycznie w każdej dziedzinie nauki istnieją różne szkoły i mamy sprzeczne ze sobą teorie, jednak w magiczny sposób gdy przychodzi do nauki o kimacie, która jest tematem niezwykle złożonym, wszyscy są absolutnie zgodni. Dlaczego tak jest? Dzieje się to na skutek ogromnej presji środowisk proekologicznych, które składały już petycje o karanie z urzędu naukowców, którzy w jakikolwiek sposób negowaliby zjawisko globalnego ocieplenia. Obecnie nawet zasugerowanie istnienia innej możliwości niż pro klimatyczna teza grozi staniem się persona non grata.
Od czasu wystąpienia Hansena wpompowano setki milionów dolarów w zielone inwestycje, które mają ocalić naszą planetę. Jednak mało kto pokusił się o kalkulację tych inwestycji, a wszystko wskazuje na to, że zdecydowana większość zupełnie się nie opłaca. Holandia, która w nich przoduje, zastanawia się na rezygnacją z segregacji i proekologicznej utylizacji plastiku, gdyż koszt jest czterokrotnie wyższy niż tradycyjna utylizacja. Wszyscy wiemy dzisiaj, że koszt wyprodukowania auta elektrycznego jest większy niż koszt eksploatacji auta napędzanego tradycyjnym paliwem. Gdybyśmy w tej chwili całkowicie porzucili paliwa kopalne, byłoby to 24 razy bardziej kosztowne niż pozostanie przy nich. A prawda jest taka, że nie mamy za dużej alternatywy dla paliw kopalnych.
Ciągłe pomijanie rachunku ekonomicznego w ideologii proekologicznej łudząco przypomina hasła sprawiedliwości społecznej i dobra ogóły, które znamy z socjalizmu. Tam również rachunek ekonomiczny nigdy nie był brany pod uwagę. Dopiero, gdy opadały emocje i rządzący spoglądali w końcu na wskaźniki ekonomiczne, orientowali się, że są na tonącym statku, a szalup ratunkowych starczy dla niewielu. W przypadku religii klimatycznej może być dokładnie tak samo.