Mamy to. Wieszczony od miesięcy kryzys finansowy wybuchł ze zdwojoną siłą. Podstępny wirus sprawił, że wyprzedaż na rynkach odbywa się w atmosferze paniki i nieprzewidywalności. Nikt nie wie kiedy skończy się epidemia i jak odbije się to na światowych gospodarkach. Niektórzy eksperci wieszczą niewielki spadek PKB podczas gdy inni straszą recesją i towarzyszącą mu stagflacją. Jakby tego było mało, do akcji wkroczyły banki centralne.
Jako pierwszy działania podjął amerykański FED, który obniżył i tak rekordowo niskie stopy procentowe do zera, zlikwidował rezerwę obowiązkową i obiecał dodrukować 700 mld dolarów. Jakie ściągnięcie spodni mogło spowodować tylko jedną reakcję – dalszy ciąg spadków. FED na dzień dobry wystrzelał całą nieliczną amunicję. Przyszłość, jaka się przed nami rysuje to tani kredyt i rosnąca inflacja. Chociaż praktycznie każdy obywatel jest dzisiaj na dzień dobry dłużnikiem, będziemy zadłużać się jeszcze bardziej. Będziemy też musieli więcej lub efektywniej pracować, ponieważ ceny usług i towarów wzrosną. Jeśli uda się nam wyjść z obecnego kryzysu to podczas kolejnego banki centralne nie będą już mogły skorzystać z żądnych narzędzi poza ujemnymi stopami procentowymi.
Obecna sytuacja to doskonała okazja do tego aby przyznać, że mamy duży problem. Polityka luzowania fiskalnego, którą wybrały banki i państwa po kryzysie z 2008 roku nie sprawdziła się. Dotarliśmy do granicy i czas podjąć odważne decyzje, które muszą gruntownie zmienić obecny system. Potrzebne nam mniej regulacji i ingerencji, a więcej gospodarczej wolności. Likwidowanie podatków i upraszczanie prawa, aby w końcu wytworzyć dobrobyt i wieść życie, które nie będzie finansowane tylko przez kredyt.